Po zwiedzeniu kilku ciekawych miejsc północnej Norwegii z Trondheim, Alesund oraz drogą transatlantycką na czele z Andalsnes postanowiłem ruszyć do znajdującej się niedaleko bardzo znanej Drogi Trolli, na której znajduje się prawdopodobnie jedyny na świecie znak „Uwaga! Trolle.” aby następnie wybrać się do Bergen.
Poprzedniego dnia wyszedłem z miasta, gdzie przenocowałem, gdyż około 20 mało osób jeździ w tamtym kierunku. Wstaje dosyć późno bo ok. 8 rano po dosyć ciepłej ok. 5C ale bardzo wietrznej nocy. Na drodze wypatruje przystanku, aby mieć dobre miejsce do szukania transportu. Ruch mierny, dosłownie kilka samochodów przejechało w ciągu 20minut, jednak nie wiem dlaczego nie przeszkadza mi to i postanawiam zjeść śniadanie z jedzenia które dostałem 2 dni wcześniej w sklepie. Tym sposobem po bananach i arbuzie, wywieszam polską flagę (jest to zdaniem wielu stopujących w Norwegii polaków sposób na przyciągniecie uwagi- który mogę potwierdzić). Żadne auto osobowe nie chce się zatrzymac, ale widzę nadjezdzającą ciężarówkę, które zazwyczaj nie chcą się zatrzymywać. Macham od niechcenia i ku mojemu zdziwieniu ciężarówka się zatrzymuje, podbiegam, zerkając jeszcze szybko na rejestracje – RUS. Pomyślałem- oj będzie się działo. Wsiadam szybko, tłumacze gdzie chce się znaleźć, jednak kierowca mówi ze nie poniemaju i pokazuje mi swojego gpsa na którym trasa ma ponad 450km. Mniej wiecej orientuje się gdzie jedzie i ruszam z nim myśląc, że jeśli zobacze zakręt na drogę trolli to poprosze aby się zatrzymał. Okazuje się jednak, że zakręt był wczesniej, gdyż zadnego po drodze nie widze. W ten sposób dojeżdżamy do oddalonej o 100km miejscowości Dombas.
Tam decyduje się jechać dalej, gdyż na moje szczescie jedzie w moim kierunku. Zatrzymujemy się w miejscowości Hamar, gdzie miał być mój ostatni przystanek przed zmianą kierunku przez Rosjanina. Kierowca robi sobie pauze 45minut, wiec do mnie zagaduje, skąd jestem itp. Gdy dowiaduje się że jestem z Polski nagle rozwiazuje mu się język. Przez całą drogę myślał, że jestem Norwegiem wiec nie zagadywał do mnie bo i tak byśmy się nie dogadali. Sporo pytań, sporo odpowiedzi, ogólnie cała przerwa schodzi nam na rozmowie. Na odchodne pyta czy chce herbate, zgadzam się, aby dowiedzieć się o nim czegoś ciekawego. Od słowa do słowa zjadamy razem kasze z miesem.
Gdy Rosjanin dowiaduje się, iż mam dziś urodziny pyta czy „wodka budziet?” niestety nie wiem czy budziet, gdyz nie mam pieniędzy. Kierowca odpowiada, że budziet i wyciąga z lodówki bliżej nieokreślony rosyjski trunek wodkopodobny. Jak się okazało jedzie z Uralu na Rosji przez Nordcapp, do Sztockholmu, więc jeszcze sporo trasy powrotnej przed nim. Kosztujemy delikatnie ze szklaneczki trunku, po czym Rosjanin postanawia mnie zawieźć jeszcze dalej. Niestety jak się okazuje dalej to doslowanie kilka kilometrów po czym wysadza mnie w totalnym zadupiu na drodze krajowe/ autostradzie(nie jestem pewien). Ruszam ponad 2km pieszo do najbliższego parkingu, gdzie dosyć sprawnie łapie Pakistańczyka, mieszkającego w Norwegii, który studiował w Polsce w Szczecinie ponad 6 lat więc mam możliwość porozmawiania po Polsku. Jako pierwsza osoba, nie ma problemu z norweskimi przepisami. Na drodze wyprzedzamy wszystkich, jadąc caly czas lewym pasem a na liczniku często gości 150km/h oczywiście rozmawiając przez telefon. Po drodze w przerwach pomiędzy kolejnymi telefonami wypytuje mnie o wszystko co możliwe. Pyta czy mam znajomych w Oslo i czy jadę na impreze bo w piatki jest sporo imprez. Gdy odpowiadam, że nie mam pieniędzy wiec nie pojde na impreze i nie znam nikogo stwierdza, że jestem szalony. Na całe szczeście bardzo dobrej jakości samochód powoduje, że nie odczuwam prędkości i sprawnie docieramy do Oslo. Tam zostawia mnie ok. 2km od centrum. Idąc do centrum poznaje charakterystyczny wygląd squatu- miejsca opuszczonego przez właściciela i zajetego przez innych ludzi, często nielegalnie. Miejsce imprez, kultury alternatywnej i ludzi z całego świata.Robie zdjęcia i rozmawiam z człowiekiem, który majstruje przy płocie. Okazuje się, że to ostatnie chwile tego squaty, który w poniedziałek ma zostać zajęty przez policje, a on rozwiesza drut kolczasty żeby mieli trudniej przeskakiwać przez płot.
Rozmawiam trochę z ludźmi tam mieszkającymi, niektórzy nawet kilka lat. Czuje, że mój wyjazd to dla nich pestka. Dla ludzi, który od kilku lat żyją w podróży żyją cały czas tak jak ja przez czas mojego wyjazdu a może i gorzej. Gdy zapytałem jednego z nich skąd pochodzi nie potrafił mi udzielić odpowiedzi, mówiąc że nie wie do końca bo tuła się od dawna po świecie i nie pamięta. Po zrobieniu fotek, pomagam mu przez chwile w rozwieszaniu, zwiedzam plac squatu i ruszam w stronę centrum. Ważna zasada to fakt, że nie mogę robic zdjęć tablic rejestracyjnych oraz twarzy. Co ciekawe pełno tam rzeczy z Polski. Polskie piwa w hurtowej ilości- po które jak się okazuje ludzie jeźdzą raz na miesiąc do Polski aby kupić zapas oraz spora ilość polskich aut ;) Centrum miasta nieciekawe więc bez zbędnych historii dowiaduje się gdzie jest Hausmania, największe miejsce alternatywy norweskiej w Oslo. Samo miasto to ogrom przybyszów z wielu krajów. Można odnaleźć pełno osób czarno i żółtoskórych.
Do Hausmanii, która jest położona blisko centrum dochodzę o 19.30, robię zdjęcia, podchodzę do bramy aby ją obejrzeć. Kilka chwili później podchodzi pewna dziewczyna, która rozwiesza plakaty o dzisiejszej imprezie. Zagaduje do niej, pytając o to miejsce i dzisiejszą impreze. Opowiadam, co robie, kim jestem po czym okazuje się, iż jest ona organizatorem tej imprezy i mimo, że wejście kosztuje 100NOK, może mnie wpisać na liste gości za darmo. Zgadzam się po czym idę na miasto, ponieważ do rozpoczęcia jest jeszcze trochę czasu. Nie wiem, czego się spodziewać, przygotowuje się jak na wojnę. Chowam głęboko do plecaka aparat, telefon,, wszystko co wartościowe, zjadam co mam, zakrywam dodatkowo plecak pokrowcem przeciwdeszczowym, aby nie było możliwości grzebania w kieszeniach w razie ścisku. Nigdy nie byłem w takich miejscach, nie wiem jak to wygląda, jak to działa więc lekko zestresowany idę przygotowany jak na wojnę. W sumie co ma być to będzie, mam urodziny, miała być impreza to będzie, nawet jak mnie wyniosą nogami do przodu ;P
Odnajduje siebie na krótkiej liście, wchodzę na miejsce, po czym dostrzegam Sarę- dziewczynę od plakatów, która wita mnie ciepło ponieważ cieszy się, że przyszedłem. Rozmawiamy chwilę, po czym życzy mi dobrej zabawy i znika. Byłem w szoku gdyż, nie spodziewałem się tam ciepłego i miłego przyjęcia. Chcecie wiedzieć jak wygląda Sara? Widok poniżej, dziewczyna z wygoloną głową stojąca przy palenisku ;)
Same koncerty to zbiór przedstawień ludzi z całego świata – Japonia, Meksyk, Stany Zjednoczone, gdyż tego dnia jest specjalny koncert ludzi którzy mają tour po całej Europie. W tym składzie jest również Polak- dj Zebra. W żadnym z nich nie było słów, tylko ruch, gesty, mimika twarzy. Zanim się zorientowałem minęły 3 godziny wśród ciekawych i kolorowych ludzi. Tak naprawdę nie działo się nic, no wiecie – super. Ale była w tym miejscu i w tym działaniach jakaś magia, coś co sprawiło, że patrzyłem na człowieka, który stał na krawędzi z pętlą na szyi przez 10minut z zaciekawieniem tego co będzie za chwilę, mimo, że nie zrobić nic poza tym. Normalnie bym sobie z tego miejsca poszedł, uznając ze było nudno. Jednak ani ja ani nikt inny nie krytykował, tylko żywo brali udział, klaskali, dziękowali.
Co ciekawe ze sporej grupy ludzi własnie ja zostałem wybrany do asystowaniu w krótkim pokazie pomiędzy głównymi artystami. Tuż przed końcem dziękuje Sarze, informując, że dziś mam urodziny i idę szukać miejsca na nocleg. To były urodziny, w których mogło wydarzyć się dosłownie wszystko i mogę szczerze powiedzieć, że się nie zawiodłem. Obawiałem się tego co się będzie działo, jednak w pełni niepotrzebnie. Poznałem niepowtarzalne miejsce i niezwykłych ludzi. Zamiast zwiedzać Drogę Trolli, znalazłem się na unikalnej imprezie w Oslo oddalonego o kilkaset kilometrów od miejsca w którym startowałem. W idealnym momencie znalazłem się przy bramie poznając Sare, która zaprosiła mnie na imprezę. Przypadek? Nie wiem, ale widocznie tak miało być. To znak, że będę musiał kiedyś jeszcze wrócić do Norwegii, aby poszukać trolli.