Powiedzmy sobie to od razu, Monako jest krajem bogatym. Bardzo bogatym. To widać, słychać i czuć. Nie ma tutaj fantastycznych zabytków, zapierających dech w piersiach budowli czy rozległych przestrzeni. Znajdziesz tu kilka ciekawych budynków, jednak nie jest to nic nowego, czego nie możesz zobaczyć w innych krajach – jak chociażby graniczącej Francji.
To państwo – miasto wykorzystane jest praktycznie do granic możliwości. W sumie mając niecałe 2km kwadratowe przestrzeni, nie ma innego wyboru. Zaszpanuję trochę informacjami z Wikipedii i dodam, że jest na 198 miejscu pod względem wielkości powierzchni państwem na świecie, co jest miejscem – przedostatnim. Ostatnie zajmuje Watykan. Natomiast oczko wyżej od Monako jest Nauru. Spokojnie. Też nie wiem gdzie to jest i nawet gdybym wam podał rozpiskę z Internetu niewiele by Wam to powiedziało. Trzeba wiedzieć co to jest Polinezja, Mikronezja, gdzie jest Ocean Spokojny iii gdzie jest równik. Wbrew pozorom, nie jest to dla wszystkich takie łatwe. Nauro ma powierzchnie 10 razy większą od Monako. A nad Nauro jest Tuvalu. Sytuacja ta sama jak z Nauro. Poczytaj w tym wpisie.
Do Monako dojeżdżam z młodą kobietą i jej synem poznanymi na stacji benzynowej niedaleko Nicei. Jak zwykle w takich sytuacjach, Francuska początkowo nie chciała mnie zabrać. Bo jedzie z dzieckiem, bo nie zabiera autostopowiczów, bo się boi, że coś się dziwnego wydarzy. W ostatecznym rozrachunku powiedziała, że chyba nie wyglądam na mordercę i może mnie zabrać. Chyba.
Po kilku prostych pytaniach na które odpowiadałem już nie raz, można powiedzieć, że obudził się we mnie instynkt mordercy, bo…usnąłem jak dziecko, siedząc samotnie na tylnych siedzeniach. Zostałem obudzony dopiero na miejscu.
Będąc jeszcze na stacji, rozmawiałem z mężczyzną, który uświadomił mnie (a przynajmniej próbował), że nie mam szans dojechać dziś do Monako. Z uporem maniaka tłumaczył mi, że mam przed sobą około 400km do celu. Według moich obliczeń mogło to być maksymalnie 40 km i to tylko wtedy gdy się zgubimy po drodze. Początkowo myślałem, że mężczyzna nie do końca zna angielski i się pomylił, wiec napisałem liczbę 400 na jego „czystej” masce samochodu. To niestety nic nie zmieniło. Jego zdaniem przede mną bite kilkaset francuskiej drogi. Tylko jego zdaniem.
Monako zapamiętałem przede wszystkim jako państwo policyjne. To raczej nie jest państwo dla osób niezbyt radzących sobie z jazdą autem. Małe przestrzenie, wszechobecna policja, droga w górę bądź w dół i super drogie samochody, których nikt z nas nie chciałby zarysować.
To druga rzecz, którą na pewno zapamiętacie z wizyty w tym kraju. Powiedziałbym nawet, że jest to obok równie drogich bądź nawet droższych jachtów główna atrakcja tego kraju. Fani egzotycznych maszyn dostaną oczopląsu. Drogami jeżdżą najdroższe auta na świecie (nie jest to przesadą a faktem). Co rusz słychać pobudzający wyobraźnię ryk grzejących się silników w kolejnych aucie za setki tysięcy euro. Hammery, Lamborghini, Buggati, Ferrari. Achh. Co wam będę mówił, sama elita. Poniżej widać Bugatti Veyron, absolutna czołówka super samochodów mający 420kmh na liczniku.
Można też pozwiedzać galerię handlową(poniżej), a właściwie to nawet chodnik momentami jest inny niż my go znamy.
Bardzo łatwo poznać turystę z pieniędzmi i bez nich. Mając pieniądze, idziesz chociażby grać w kasynie. Umówmy się, wejście tylko po to, żeby pooglądać i wrzucić kilka złamanych euro dla radości swojej i swoich kumpli nie jest prawdziwą grą. Z resztą takich osób nie brakuje. Ochrona ma pełne ręce roboty, selekcjonując osoby chcące wejść do kasyna, a które o dziwo nie wyglądają źle. Jednak wiecie, nie ten standard. Nie mając pieniędzy, będziesz sobie robił zdjęcia z super samochodami oraz jachtami, których też nie brakuje.
Z ciekawostek dodam, iż mimo małej powierzchni państwo posiada około 20 kortów tenisowych. Na niższe poziomy miasta- biorąc pod uwagę to, że poszczególne wyższe poziomy wchodzi się schodami- można gdzieniegdzie zjechać windą. Widzieliście kiedyś windę na chodniku? Zobaczycie w Monako, bo kto bogatemu zabroni.
Oczywiście warto wejść nieopodal Pałacu księcia Monako, aby zobaczyć jego całą panoramę (niestety tu nie ma windy) oraz muzeum oceanograficzne. Tak naprawdę dla osoby, która szuka przygód nie będzie tu nic ciekawego. Typowa masówka. Dla mnie jako osoby, która jeszcze kilka tygodni wcześniej spała w norweskiej głuszy i oglądała renifery nie są to atrakcje godne polecenia. Ot przykład tego, jak wykorzystać gigantyczne pieniądze.
Do głównej drogi niestety muszę dostać się schodami. Niezliczoną ilością schodów, które zamęczają moje kolana. To drugie, po gibraltarskich męczące schody. Na Gibraltarze schodami trzeba pokonać ponad 400m w pionie, czyli mniej więcej połowę najwyższej budowli świata. Schody te można znaleźć na mapie dostępnej w informacji turystycznej. Te poniżej to schody w mieście, natomiast te prowadzące z miasta do głównej drogi są w gorszym stanie i trudniej się po nich poruszać. Warto zauważyć, że poniższe zdjęcie pokazuje co najmniej 4 poziomy miasta. Pomiędzy schodami znajduje się ulica- można zauważyć jadący samochód.
Tuż przed wjazdem na autostradę sprawnie łapię na stopa Francuza, który wraca z pracy do domu – Włoch i może mnie podwieźć ponad 150 km. Późno w nocy docieram na stację benzynową, gdzieś w podrzędnej włoskiej miejscowości. Zmęczony znajduje nocleg pod- niegdyś- sklepem spożywczym. Cicha okolica, brak ludzi. Nawet nie wiedziałem, że Włochy, do których tak naprawdę nie miałem zamiaru jechać okażą prawdziwą lekcją życia.