fbpx
Tim Teller
Opowiadam, dlaczego podróż to dopiero początek. Na blogu odnajdziesz porady na temat podróżowania, blogowania podróżniczego i profesjonalizacji podróży.
Zapisz się do newslettera

Tim Teller 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Pogoda w Rzymie nie rozpieszczała, no chyba, że ktoś lubi pieszczoty sado maso. Lało jak z cebra i nie zamierzało przestać. Jedynymi osobami zadowolonymi z takiego obrotu spraw byli sprzedawcy poncho i parasolek. Właściwie to sprzedawcy wszystkiego w zależności od pory dnia, roku, pogody i całej reszty. Taki co rozsuwając płaszcz ma mydła i powidła za pazuchą. Jednak nie o tym.

Nie znałem nikogo, nie miałem gdzie spać, nie miałem pieniędzy. Żadna to nowość, ale tego dnia było inaczej. Zbliżał się wieczór, deszcz nie przestawał padać, a ja zmoknięty stałem w pośrodku jednej z największych europejskich stolic. Nawet czerstwy chleb i mleko smakowało gorzej niż zwykle, miałem wrażenie, że wszystkim wokół smakowałoby lepiej. Skulony z plecakiem gdzieś w zakamarkach miasta kilkukrotnie zostałem przegoniony z byle powodów.

Dopadła mnie melancholia. Zdradziecki rodzaj pieprzonej melancholii, która podpowiada Ci, że wszyscy mają lepiej od Ciebie, że gorzej trafić nie mogłeś. Wszyscy wokół są na różowo, a Ty jedyny pingwin umalowałeś się na czarno. Moment w którym deszcz na Ciebie nie leci, on Cię olewa, najozięblej jak tylko może. Było źle, lecz do beznadziejności jeszcze sporo brakowało.

Priorytetem był nocleg, w tej chwili nic innego mnie nie interesowało. Lubię tego typu podróżnicze problemy. Na sto procent, czarne albo białe, nie ważne czego on dotyczy, jest priorytetem samym w sobie i koniec.

A teraz pomyśl gdzie nie mając pieniędzy szukałbyś noclegu w Rzymie? Akurat w Rzymie. Pierwsze skojarzenie, które przyjdzie Ci na myśl, gdy przypomnisz sobie, że Rzym to również Watykan, a Watykan? Tego chyba nie muszę tłumaczyć.

Pomyślałem o kościele. Z dwóch prostych powodów o których za chwilę. Nie miałem lepszego pomysłu. Informacje turystyczne były zamknięte, Włosi niezbyt skorzy do dyskusji, szczególnie w obcym dla nich języku. Pierwsze z czym kojarzyło mi się to miasto.

Czas próby

Poszedłem do pierwszego

Trwała msza. Jedynym księdzem, którego widziałem udzielał spowiedzi. Poczekałem na swoją kolej, puszczając dwie osoby przed sobą, tak aby być ostatnim. Był bardzo miły i mówił po angielsku. Bez dramatyzmu i slonchu opisałem swoją sytuację. Ksiądz nie mógł mi pomóc, nie mogłem spać w kościele, wokół niego, ani nie znał żadnego miejsca, mimo tego, iż sugerowałem miejsca, które być może znajdą się w tym mieście. Niestety nic. Bardzo życzliwie rozłożył ręce i życzył powodzenia w podróży.

Poszedłem do drugiego

Akurat kończyła się ostatnia msza. Podszedłem do księdza, któremu zacząłem opowiadam co tutaj robię. Ksiądz gdy tylko usłyszał, iż jestem bez pieniędzy wyciągnął portfel i wyszukał w nim kilka euro. Podziękowałem i odmówiłem dodając, iż nie przyszedłem po pieniądze a po możliwość noclegu. Interesowało mnie cokolwiek suchego i w miarę bezpiecznego. O łóżku nie marzyłem. Zależało mi jedynie na skrawku ziemi gdzieś na uboczu, tak aby nikomu nie przeszkadzać. Ksiądz pokręcił nosem i z pewnością w głosie powiedział, iż nie mogę spać w kościele ani tym bardziej na jego terenie. Nawet nie dyskutowałem. Nie znał też żadnego miejsca, gdzie można się przespać za darmo. Żadnego. Amen.

W głowie miałem wiele pytań o jednym mianowniku- dlaczego? Dlaczego księża tak szybko odpuścili? Dlaczego mnie spławili? Dlaczego nie szukali możliwości? Wreszcie ostatnie i najważniejsze dlaczego nie chcieli mi pomóc?

Tak, nie chcieli. Do kościoła w takich sytuacjach idzie się z dwóch powodów. Po pierwsze być może prześpisz się w nim bądź gdzieś w jego pobliżu. Po drugie i ważniejsze. Kościół daje niebywałe możliwości, dostępu do wszystkiego czego potrzebują osoby takie jaką ja byłem w tej sytuacji. Jest rozdzielnią bądź informacją turystyczną dla potrzebujących. Księża wiedzą gdzie kierować osoby bezdomne, potrzebujące, bez pieniędzy i w sytuacji o wiele gorszej niż moja. Znają miasto i potrafią wskazać w mieście noclegownie dla bezdomnych, przytułki, jadłodajnie. Stają się trampoliną do poradzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. Wystarczyła krótka informacja „gdzie”.

Po tych dwóch miejscach miałem dość. Wiele kosztowało mnie przełamanie się i zapytanie o nocleg. Nigdy wcześniej nie robiłem tego w ten sposób, ale to dobrze, bo pewnie nigdy więcej już tego nie zrobię i nigdy więcej tego bym nie doświadczył. Nigdy nie prosiłem o nocleg. To był dzień mojej lekcji. Nie mniej jednak…

Poszedłem do trzeciego

Było już późno, ciemno, zimno i deszczowo. W kościele chór kończył próbę, duża grupka ludzi zbierała swoje instrumenty, rozmawiała i szykowała się do wyjścia. Poszedłem na zachrystię, gdzie spotkałem księdza, który podszedł do mnie od razu gdy mnie zobaczył. Zapytałem czy mogę przenocować gdzieś na terenie kościoła. W miejscu zabitym dechami, na ziemi, w oddali od ludzi. Gdziekolwiek, byle sucho i choć trochę bezpiecznie. Nie mogłem. A czy ksiądz zna jakieś miejsca, gdzie znajdę bezpieczne miejsce? Noclegownie dla bezdomnych, cokolwiek? Nie zna.

Coś we mnie pękło. Ksiądz mówił po angielsku, co jest we Włoszech rzadkością, wiec zapytałem…

Czy to jest kościół chrześcijański?

Oczywiście, że tak.

Czy w wierze chrześcijańskiej nie należy pomagać bliźniemu?

Bezwzględnie należy.

Dlaczego w takim razie ksiądz nie chce mi pomóc? Jest to mój trzeci kościół, który odwiedziłem w ciągu godziny, w którym księża mnie zbywają, usuwają mnie jak nie pasujący element, jak brudnego bezdomnego wśród ludzi w garniturach?

Ja chce Ci pomóc, naprawdę, ale nie mogę. Rozejrzyj się wokół, widzisz te obrazy, posągi i podłogi? To wszystko jest bardzo stare i bardzo drogie. Nie mogę pozwolić, żeby temu coś się stało.

Wokół mnie zebrała się mała grupka ludzi z chóru.

Ale ja nie chcę spać przy piętnastowiecznej wazie, ja potrzebuję tylko miejsca na uboczu, jakiegokolwiek miejsca wskazanego przez księdza. Właściwie to nawet nie nalegam na nocleg, liczyłem tylko, że ktokolwiek tutaj będzie miał wiedze i chęci poświęcenia mi pięciu minut, aby wytłumaczyć gdzie mam się podziać.

Ktoś z zebranych osób powiedział…

Zrozum, w Rzymie kościoły nie są traktowane jak kościoły, to muzea w których spotykają się ludzie. Wszystkie te bogactwa są bardzo ważne dla Rzymian.

Ale czy ważniejsze od potrzebującego człowieka? W tym momencie marmur na podłodze jest ode mnie ważniejszy?

Nie jest ważniejszy, ale zrozum…

No właśnie nie rozumiem… Bo nikt nawet nie spróbował poszukać możliwości.

Po tej dyskusji wyszedłem z kościoła. Padało jeszcze mocniej, więc schowany jeszcze pod dachem wyciągnąłem z plecaka poncho, które chciałem narzucić na i tak już mokrą kurtkę. W tym czasie przyszli do mnie ludzie z chóru, którzy rozmawiali ze mną przy księdzu. Zaproponowali pomoc. Odmówiłem. Jednak oni uparcie twierdzili, iż mam zostać. Jeden z mężczyzn zapytał się mnie:

Gdzie chce iść, gdzie będziesz spał? Na ulicy? Poczekaj chwilę, znajdziemy coś dla Ciebie.

Obojętnie, spanie na ulicy nie będzie żadną nowością.

Po chwili dyskusji zostałem. Czwórka Włochów dzwoniła po różnych miejscach. Przyszedł nawet ksiądz, który zaczął dawać propozycje miejsc, gdzie mogą mnie przyjąć. Parę minut później przyniósł karteczkę z numerem telefonu. Po kolejnych rozmowach telefonicznych, wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Okazało się, iż Włosi dzwonili po wszelakich miejscach dla bezdomnych i potrzebujących, jednak wszystkie były przepełnione. Założyłem poncho i oznajmiłem, że nie będę robił kłopotu i idę przed siebie.

Dwie włoskie pary nie odpuściły. Z niewiadomym i niespotykanym przeze mnie wcześniej uporem twierdziły, że mi pomogą. Rozpoczęła się akcja, rodem z Familiady. Druga skucha i drużyna przeciwna się naradza. Z trwającej kilka minut narady nie zrozumiałem nic. Z włoskiego biegle potrafiłem wymówić pizza, Roma i Giovanni Paolo II – (Jan Paweł II gdyby ktoś nie skojarzył). Równie dobrze, mogli mnie przez pięć minut obrażać, a ja stałem, uśmiechałem się i przytakiwałem. Jednak okazało się, że mój “włoski” jest wystarczający. Można? Można!

Pizza! – powiedzieli po naradzie Włosi.

Jaka pizza? Ja noclegu szukam.

Nocleg później, na razie pizza.

Zgłupiałem, ale zgodziłem się. Zdjąłem poncho, zapakowaliśmy się do malutkiego autka i ruszyliśmy na podbój Rzymu. Temat religii się nie skończył, on się na dobre rozpoczął.

image002
Pół godziny później