10 kwietnia 1973 roku urodziła się Kinga Choszcz. Podróżniczka, autorka książek, dobra dusza. Odwiedziła kraje o których większość z nas może pomarzyć, odważyła się żyć. Żyć na swój sposób. W podróży, bo podróż nie prowadziła do celu, podróż była celem sama w sobie. Dziś obchodziłaby swoje czterdzieste drugie urodziny.
Dla wielu osób osoba wyznaczająca granice przed tym, by postawić wszystko na jedną kartę, aby ruszyć w nieznane, zostawiając wszystko za sobą.
Jeśli to tej pory jej nie znasz, to warto, abyś wiedział, że Kinga wraz z Radosławem „Chopinem” Siudą wybrała się w podróż. Przepraszam, pomyłka. Wybrali się w trwające 5 lat życie w podróży. Po tak długiej tułaczce Kinga wróciła (Chopin z racji choroby, wrócił kilka miesięcy wcześniej), lecz do odwiedzenia pozostał jej jeszcze jeden kontynent – Afryka. Nie usiedziała długo. Tam już samotnie wybrała się w kolejną i swoją ostatnią autostopową przygodę. Malaria mózgowa nie dała jej szans odciskając swoje ostatnie piętno 9.06.2006 roku w afrykańskiej Akrze. Miała 33 lata.
W przyszłym roku mija 10 lat odkąd Kingi nie ma z nami.
Pierwszy etap
Trasa zahacza o prawie wszystkie kontynenty (poza Antarktydą). Łącznie kilkadziesiąt o ile nie kilkaset tysięcy kilometrów podróży.
Z Nowego Jorku pojechali nad Wodospady Niagara, potem dalej przez Kanadę, gdzie łapali “stopa” przy dwudziestostopniowym mrozie, na Alaskę i do Kalifornii.
Z zachodniego wybrzeża ruszyli w głąb kontynentu amerykańskiego, spłynęli “rzekostopem” znad Wielkich Jezior do Nowego Orleanu, potem ruszyli na Florydę i znowu na zachód – przez Teksas, Arizonę, Nowy Meksyk i jeszcze raz Kalifornię do Meksyku. A dalej były już Belize, Gwatemala, Salwador, Honduras, Nikaragua, Kostaryka i Panama. Potem na statku przemytników do Kolumbii i znowu: Wenezuela, Brazylia, Paragwaj, Boliwia, Peru, Ekwador, znowu Peru, Chile, Argentyna, Urugwaj, a w końcu lot z Santiago na Nową Zelandię.
Z Nowej Zelandii “jachtostop” do Vanuatu, a potem do Australii i długa włóczęga po tym wielkim, choć najmniejszym z kontynentów. Kolejne niezaplanowane etapy to Brunei, Tajwan, Okinawa, Japonia, Sachalin, Rosja, Chiny, Wietnam, Kambodża, Tajlandia, Malezja, Singapur, Laos, Tybet, Nepal, Indie, Pakistan, Kirgistan, Uzbekistan, Turkmenistan, Azerbejdżan, Gruzja, Ukraina.
Źródło: http://kolosy.pl/sylwetki/item/225-prowadzi%C5%82-j%C4%85-los.html
Marzy mi się poprowadzić pierwszy etap autostopowej „Sztafety prowadzonej przez los im. Kingi Choszcz”. Bez ścisłego planu, podróż prowadzona przez wiatr. Kilkadziesiąt etapów przez kraje odwiedzone przez Chopina i Kingę.
Autostopowa sztafeta to logistyczny kolos. O wiele trudniejszy od dotychczas organizowanych sztafet rowerowych. Koszt związany głównie z transportem lotniczym uczestników na poszczególne kontynenty jest olbrzymi. Nie da rady odwzorować w całości trasy, też nie o to chodzi.
Sensem jest przypomnienie osoby, która mimo wszystko spełniała swoje marzenia. Osoby, która zdając sobie sprawę z zagrożeń ruszyła samotnie do prawdopodobnie najtrudniejszego podróżniczego kontynentu. Przypomnienie tej wyprawy jako przykład tego, ze można żyć po swojemu, podróżować, chwytać dzień. Postawić wszystko na jedną kartę, tu i teraz.
Lepiej szybko umrzeć spełniając marzenia, niż żyć długo nigdy ich nie dotykając.
Prowadził ich los.