Ruszasz w podróż do Indii. Słoneczko świeci, ludzie są mili i pomocni, jest pięknie. Rozkoszujesz się każdym kolejnym dniem, przeżywasz przygody, o jakich nigdy nie śniłeś, a Twoje podniebienie rozpływa się od kolejnych hinduskich potraw w małej knajpce za rogiem. W ciągu całej Twojej miesięcznej podróży nie było nic, co by Cię zaniepokoiło. Byłeś przygotowany, że jest tam biednie, dzieci biegają boso, pierze się w rzece, po prostu Indie ze wszystkimi ich zaletami i wadami, nic nadzwyczajnego. Raz przypadkiem widziałeś, jak jakiś młody chłopak wyrwał starszej Pani torebkę z kilkoma drobnymi.
Po powrocie masz kilka świetnych historii w zanadrzu, więc postanawiasz je opowiedzieć dla portalu, który przypadkiem o Tobie usłyszał. Kilka standardowych pytań, ładnie opowiadasz swoje najlepsze kąski, aby zainteresować publikę i być może tym samym zainspirować do ruszenia do Indii.
Opowiadasz o świetnych ludziach, hinduskiej kulturze i barwnych miastach. Cały czas mając w głowie cudowne krajobrazy, opisujesz wszystko jak natchniony. Gdzieś przypadkiem, jednym zdaniem wspominasz o starszej Pani. Nic znaczącego, sytuacja jakich pełno w różnych krańcach świata.
Dwa dni później wywiad pojawia się na portalu z tytułem Śladami ludzi wyjętych spod prawa. Polak świadkiem tragedii w Indiach a Ty zastanawiasz się, w którym momencie stała się ta tragedia, skoro przez kilka stron wywiadu opowiadasz swoje najpiękniejsze wspomnienia z wyprawy życia.
Twoja inspiracja jest nieważna
Jednego dnia trafiam na artykuł Autostop w Afryce nie istnieje, bo rozmówca przytoczył wypowiedzi innych, po czym w kolejnych słowach tę teorię obalił. Innego, z tytułu dowiaduję się, że ktoś podróżował bez pieniędzy, choć pieniędzy miał pełną kieszeń i wcale się z tym nie krył. Bubli jest pełno, tylko mało kto je wyłapuje, bo nikt się nie spodziewa, że z nawet najlepszej przygody można zrobić walkę i terror.
Jeszcze kilka lat temu myślałem, że są tematy, w których nie nagina się prawdy. W końcu jaki jest sens podkręcać czyjeś marzenia, piękną historię i podróż w nieznane? Przyjeżdżasz i dowiadujesz się, że jakiś portalik kompletnie zmienia Twoje treści, buduje historię, której Ty nie chcesz, bo przecież trzeba zachować stereotypy w pewnych częściach świata i szukać kontrowersji na siłę. Chwytliwy tytuł, mocny wstęp i już masz pewność, że pani redaktor nie interesuje Twoja historia, liczy się klikalność.
Przykładów jest więcej. Od zmiany pytań w ostatniej chwili po zatwierdzeniu przez Ciebie wywiadu, przez kradzież Twoich zdjęć, po wzięcie Ciebie jako osobę polecającą dany region, choć sam nigdy z nikim o żadnym poleceniu nie rozmawiałeś. Często niewidoczne publice, która w większości nie ma o niczym pojęcia, chłonie treść mijającą się z prawdą o kilometr.
Nie tak jak myślisz
Ludzie podróżujący to nie celebryci, tu nie ma ścianek i błysku fleszy. Choć są odchyły od normy i sezonowe gwiazdy, w większości to ludzie, którzy nie idą w ilość, tylko jakość. Dla nich nie jest ważne, żeby o nich pisali, aby podbudować swoje ego niezależnie czy piszą zgodnie z prawdą czy nie.
Ważne, aby każda notka przekazywała wartości, którymi oni się posługują. Opowiadała o tym co przeżyli, co zobaczyli, jakie stereotypy obalili. Mają gdzieś to, czy ich treści są za mało kontrowersyjne, że się nie sprzedadzą, więc trzeba podkręcić i wyciągnąć więcej mięsa. Dla dużej części to przygody życia, o których jakaś pożal się boże strona opowiada jak o worku kartofli.
Kiedyś tego nie widziałem, ale teraz kiedy czytam o osobach, które znam, szanuję i o których wiem, że nie szukają poklasku za cenę taniej sensacji, mam pewność, że ta strona nie jest warta ich osoby. To smutne, że za cenę większej ilości wejść prostych, węszących sensację ludzi, zatraca się autentyczność, opowiadając o ludziach, którzy o nią walczą.
Jeśli kiedykolwiek przeczytasz o kolejnej kontrowersyjnej wyprawie, zabójstwach, kradzieżach, braku pieniędzy, rzeczach niemożliwych i tym podobnych, zastanów się, czy właśnie to chciała przekazać Ci osoba podróżująca, czy tylko mierny redaktor naczelny nieliczący się z pięknymi wartościami.
Opisana sytuacja to nie norma, to na razie odchylenie od normy