Gdy jesteśmy dziećmi, marzymy aby w dorosłym życiu zostać policjantami, księżniczkami, milionerami i strażakami. Chcemy być kimś ważnym i szanowanym. W naszej głowie nie ma ograniczeń, bo nie wiemy, że one istnieją, dopóki sami się o nich nie przekonamy. Tylko głupcy podcinają wtedy swoim dzieciom skrzydła, mówiąc żeby przestały marzyć, bo życie nie na tym polega.
Kilkanaście lat później, stojąc u progu dorosłego życia, zadajemy sobie jak zawsze tylko jedno pytanie, nie ważne w jakiej formie i jakimi słowami, bo ono i tak sprowadza się do tego samego.
Czy mam odwagę prowadzić przeciętne życie?
Mówi się, że w życiu przeżywamy kilka kryzysów związanych z wiekiem. Pierwszy z nich, w wieku dwudziestu pięciu lat, kiedy zastanawiamy się, czy droga, którą wybraliśmy, często z przypadku, jest tą, o której chcemy opowiadać za kilkanaście lat swoim dzieciom. Tym samym osobom, którymi jeszcze niedawno sami byliśmy. Osobom, które miały marzenia, opowiadając o podboju świata i spełnianiu marzeń.
Mając dwadzieścia pięć lat często jesteśmy jak człowiek nieumiejący pływać wyrzucony na środku wielkiego jeziora. Ktoś w oddali nas dobrze się bawi na plaży, inny wykorzystuje dobry wiatr, aby poskakać na windsurfingu, jeszcze inny płynie łódeczką.
A my? Mając te wszystkie możliwości na wyciągnięcie ręki topimy się, bo nie jesteśmy przygotowani, aby znaleźć się w tym miejscu. Choć przeżyliśmy tyle lat, nagle czujemy się jakby ktoś przed nami to wszystko wymazał i kazał zaczynać tu i teraz od początku. Patrząc na innych, którzy robią to, co sprawia im przyjemność, sami jesteśmy zagubieni. Nie poprosiliśmy ich o radę przed wejściem do wody, rozpaczliwie prosimy wtedy, gdy sytuacja jest beznadziejna i topimy się w czasie, kiedy inni się dobrze bawią. Nie myślimy o tym zawczasu, krzyczymy gdy jest źle i być może za szybko chcemy sobie powiedzieć dość. Tylko od nas zależy jak szybko odnajdziemy w sobie na tyle odwagi, aby nie tylko nauczyć się utrzymywać na wodzie, ale aby stać się dobrym pływakiem i samemu móc komuś pomóc.
Przeciętność
Mam wrażenie, że ten czy inny kryzys to nic innego jak obawa przed przeciętnością, której widmo staje się bardziej realne niż kiedykolwiek. Wkręcenie się w wir normalności, szarości, pogoni za kolejnym dniem. Patrząc na to, co robili nasi rodzice, którymi sami zaraz będziemy, nie wyciągamy wniosków.
Dlaczego, aby żyć przeciętnie potrzebna jest odwaga? Przeciętne życie to akt odwagi, w którym sami skazujemy siebie na branie tego, co dają nam inni, w sposób, w jaki oni sobie tego życzą. To pogodzenie się z losem, ale co najgorsze to świadomość, że nasze życie to kolejny przykład zderzania się marzeń z rzeczywistością. Gdy za kilkanaście lat siądziemy ze swoimi potomkami, ponownie powiemy sobie w duchu, że chcemy dla nich lepiej niż my mieliśmy. Ponownie, bo być może słyszeliśmy to od swoich rodziców. Ponownie też, gdy tym razem nasze dzieci będą opowiadać, kim chciałyby być, a my szczerze im tego życząc, będziemy mieć świadomość, że też mieliśmy marzenia. Marzenia, na którym się tylko skończyło.
Jak chcemy zbudować coś lepszego dla kogoś, skoro nie potrafiliśmy dla siebie? Jak będziemy w nim zaszczepiać fakt, żeby nie popełniał naszych błędów i odważył się działać, skoro sami, wiedząc od swoich rodziców, że oni te błędy popełnili, nic z nimi nie zrobiliśmy? Czy masz odwagę prowadzić przeciętne życie, aby za kilkanaście lat powiedzieć swoim pociechom, dla których będziesz wzorem, żeby nie popełniały Twoich błędów? Czy będziesz miał odwagę spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia, ale do tego trzeba działać, a przecież to przeciętnym żyje się łatwiej. Przeciętnym takim, jak my…