Gdy jesienią zeszłego roku do polskiej telewizji wszedł program Azja Express, większość podróżniczego środowiska złapała się za głowę. Padało sporo niecenzuralnych słów, program równano z ziemią. Jednak czy rzeczywiście było tak, jak pokazały to kamery? Skąd uczestnicy brali jedzenie, co dostali już na starcie od produkcji, czy program był reżyserowany i wszystko to idealnie zagrany teatr, a nie spontaniczne show? Wreszcie, czy to prawda, że bogate gwiazdy bawiły się kosztem biednych ludzi?
Zapraszam na rozmowę z Weroniką Budziło, jedną z uczestniczek, która w parze z modelką Renatą Kaczoruk przedzierała się przez kolejne azjatyckie kraje. Rozmowa podzielona jest na dwa bloki, kulisy programu oraz wizerunek i odpowiedzi na najczęściej pojawiające się w Internecie zarzuty.
Kulisy programu
Dostajesz informację z telewizji o programie Azja Express. Jaka była Twoja reakcja? Zgodziłaś się od razu?
Dostaję informacje dwa tygodnie przed wyjazdem, że moja przyjaciółka, która miała jechać z Renatą (Renata Kaczoruk, modelka – przyp. TT), wycofuje się bo ma zerwanie więzadła w kostce. Renata prawdopodobnie nie miała zbyt wielu osób, którym mogłaby zaproponować wyjazd, więc padło na mnie – zastąpiłam moją przyjaciółkę. Lubię takie wyjazdy, spontaniczne decyzje i od razu,bez zastanowienia się zgodziłam. Żadnego konspektu programu nie było, dostałam tylko krótkie informacje, jak to ma mniej więcej wyglądać, co ile odpadamy, gdzie i po co jedziemy.
Nie było żadnego scenariusza?
Otrzymałam regulamin, którego musiałam się trzymać, głównie przed emisją. Tak naprawdę wszyscy pojechaliśmy w jedną wielką niewiadomą, bo ani my, ani produkcja nie wiedziała, jak to będzie do końca wyglądać, gdyż wcześniej takiego programu w Polsce po prostu nie było. Moim zdaniem, miało to swój urok.
Wyobrażenie programu a rzeczywistość pokryły się?
Myślałam, że będzie to dużo bardziej udawane np. będą podrzucać nam jedzenie, transportować z miejsca na miejsce. Wyobrażałam sobie, że będzie to bardziej reżyserowane, jak większość produkcji telewizyjnych, jednak niestety tak nie było (śmiech). Z wieloma rzeczami był problem, już nie mówiąc o jedzeniu, ale chociażby praniu ubrań. Wydawało mi się, że to będzie sfingowane, w końcu gwiazdy jadą do Azji, więc nikt nie będzie odmawiać im dostępu do jedzenia czy potrzeb sanitarnych. Zdarzało się natomiast często, że nie było czasu na toaletę. Pamiętam dni, kiedy cały dzień nie korzystałam z toalety i wypacałam własny mocz!
Powiedziałaś, że gwiazdy jadą do Azji, jednak Ty nie jesteś w żaden sposób związana z mediami, nie jesteś gwiazdą telewizji czy radia. Jak czułaś się z kamerą, która praktycznie cały dzień była z Wami?
Owszem, nie jestem w żaden sposób związana z tzw. show biznesem i kamerami. Pewnie dlatego pierwszy tydzień był dla mnie wybitnie męczący, bo ja tę kamerę cały czas czułam. Nie umiałam się przed nią zachować, miałam świadomość, że jest i cały czas śledzi moje zachowanie i podświadomie starałam się od niej uciekać, odwracając się tyłem do kamerzysty, za co byłam nieustannie strofowana.
Po tygodniu nauczyłam się kamery, wiedziałam jak się ustawiać, bo zdałam sobie sprawę, iż ona nic w moim zachowaniu nie zmienia, a tylko je dokumentuje. Kamerzysta był z nami mniej więcej w godzinach 7 – 22, wszystko zależało od układu dnia. Poza tym był jeszcze realizator, który mówił m.in.: co potrzeba obecnie nakręcić. Obydwoje spali w hotelach zostawiając nas na noc.
Kamerzysta mocno odzierał z intymności?
Jestem z natury osobą, która bardzo ukrywa swoje emocje i potrafię tym na tyle dobrze zarządzać, że trudno jest po moim zachowaniu rozpoznać co tak naprawdę czuję (można to wyczytać z wyrazu twarzy :) ). Nie wybucham złością i gniewem, ale wiem, że były takie osoby w programie i być może dla nich to było uciążliwe, że kamera to wszystko wychwytywała. Dla mnie to nie był problem.
A miałaś momenty, że prosiłaś produkcję, aby nie pokazywała pewnej sytuacji, zachowania, bo mogłoby źle wpłynąć na Twój wizerunek? Wiem, że takie sytuacje zdarzały się u innych uczestników.
Nie miałam takiego problemu, jednak prawdopodobnie dlatego, że jestem osobą, która potrafi bardzo ukrywać swoje emocje i je kontrolować. Po drugie, nie jestem osobą medialną, więc nie chciałam kreować kogoś, kim nie jestem. Zachowywałam się naturalnie.
Czyli trochę nie wpisałaś się w scenariusz. Moim zdaniem ten program był nastawiony na pokazywanie skrajnych emocji.
Oczywiście, że tak. Większość ludzi lubi oglądać skrajne emocje, szczególnie pokazywane przez gwiazdy w trudnych sytuacjach, to się po prostu sprzedaje. Myślę, że produkcja oczekiwała mimo wszystko jeszcze większej dawki emocji, kłótni, zgrzytów, a program przebiegł w miarę spokojnie. Mnie to nie interesuje, nie mam nawet telewizora w domu. Program musiał na siebie zarobić i myślę, że zarobił, bo już planowane są nowe edycje.
Wyglądało to jak szalony pęd na złamanie karku od rana do nocy.
Rzeczywiście tak było, zdarzały się dnie, że nie było czasu, aby pójść do toalety. Wstawaliśmy z rana i od samego początku był wyścig, później szukanie noclegów, nagrywanie setek (setka – komentarz do bieżącej sytuacji przyp. TT), sen i kolejny dzień to samo.
Nie mieliście w ogóle czasu wolnego?
Czas wolny był tylko przy transferach, czyli przekraczaniu granic. Wtedy też mieliśmy jeden dzień wolny, aby uprać ubrania, zasymilować się i ruszaliśmy dalej. Dostawaliśmy na ten czas swoje portfele, mogliśmy iść do knajpy i najeść się do woli. Nasza para brała udział w dwóch transferach.
A jak w takim wypadku z brakiem kontaktu z rzeczywistością? Brak dostępu do telefonu, Internetu itp.
Nie wszyscy uczestnicy tego przestrzegali, co zresztą widać w mediach społecznościowych, gdzie publikują dużo zdjęć z czasu wyścigu. Ja z wykształcenia jestem prawnikiem, więc dla mnie reguły są czymś istotnym i wzięłam to na poważnie. Nie miałam telefonu praktycznie przez cały wyjazd, mam może z pięć zdjęć z całego miesiąca. Telefon można było mieć przy sobie, ale nie wolno było z niego korzystać.
Gdy czytałem o programie, dowiedziałem się o telefonie bezpieczeństwa. To były Wasze prywatne telefony?
Zdarzało się czasem, że zatrzymywałyśmy się w miejscach, które nie do końca były bezpieczne np. w Laosie przy drodze,w budynku w stanie surowym otwartym, ściana w ścianę z barem, gdzie spotykali się miejscowi napić się wieczorem. W takich sytuacjach ekipa produkcyjna dawała nam telefon bezpieczeństwa, z którego w razie problemów mogłyśmy ich wezwać. Był to zwykły, najprostszy telefon na zasadzie Nokii 3310, który odbierano nam rano.
Poza telefonem, czy mieliście jakieś wsparcie ze strony producentów na samym starcie?
No właśnie niewielkie. Dostaliśmy wodę, krem do opalania i środek na komary. Wszystkie te rzeczy były niezwykle ważne ze względu na panujące warunki. Ponadto powiedziano nam przed startem, że dostaniemy od produkcji śpiwory, karimaty i plecaki.
Byłam przekonana, że będzie wsparcie np. podpowiedzi czy dostawa jedzenia, jednak nic takiego nie było. Wszyscy wzięli to bardzo poważnie, zarówno uczestnicy jak i produkcja, która po raz pierwszy realizowała tak dynamiczne przedsięwzięcie poza granicami kraju. Dochodziło do tego, że ekipa nie chciała z nami rozmawiać, traktowała nas jak powietrze, pomimo, iż próbowaliśmy zagadywać.
Podobno produkcja była zła na Was, że sobie pomagacie, a mieliście rywalizować?
Produkcji się to bardzo nie podobało, bo przez to program stawał się mniej atrakcyjny, nie było zbyt wielu negatywnych emocji, które podkręcają oglądalność. Prawda jest taka, że wszyscy mieliśmy świadomość, że to jest tylko program telewizyjny. Zżyliśmy się ze sobą i niektórymi uczestnikami nawiązały się super przyjaźnie. Z czasem produkcja zabroniła nam pomagać sobie, żeby uatrakcyjnić bardziej program, więc nie mogłyśmy pomagać konkurentom np. zabierając ich na pakę samochodu, którym już jechałyśmy.
Skoro nie było żadnej pomocy, a Wy mieliście jednego dolara na dzień, to jak zdobywaliście jedzenie?
Renata nie chciała wydawać ani grosza, a ja z kolei mało jem, szczególnie gdy przełączam się w tryb awaryjny. Nie mniej jednak wzięłam ze sobą 30 batonów energetycznych i taki jeden baton dziennie był moim podstawowym źródłem energii. Bardzo pomocny był Pascal, który dzielił się z nami zerwanymi owocami. Zdarzało się, przeważnie wieczorem, że ktoś częstował nas sytym posiłkiem. Po dniu spędzonym w parze z Michałem nauczyłam się też podkradać jedzenie z wozów produkcyjnych (śmiech).
Miałam zasadę, że nie prosiłam o jedzenie. Dawałam sobie radę na tych owocach od Pascala czy najadałam się na zapas podczas transferów. Jednak Renata wielokrotnie prosiła, robiąc to, bądź co bądź też w moim imieniu.
Mogliście mieć własne jedzenie zebrane z Polski? Nikt z produkcji Wam tego nie zabierał?
Mogliśmy, nie było żadnych zakazów w regulaminie. Ja wzięłam batony energetyczne, które były najcięższą częścią bagażu w moim plecaku. Wiem, że Pascal też coś miał, zresztą on zabrał ze sobą nawet prysznic przenośny (śmiech).
Czyli teoretycznie każdy uczestnik mógł mieć plecak wypchany jedzeniem?
Dokładnie tak. Ja poza batonami miałam np. przegotowany ryż, jednak większość z tych rzeczy musiałam po drodze wyrzucić, gdyż plecak był dla mnie zwyczajnie za ciężki. Ważył około 15 kilogramów (bez ryżu!), co przy ciągłym i dynamicznym przemieszczaniu się stanowiło problem.
A jak porozumiewaliście się z mieszkańcami? Mieliście karteczkę z napisaną informacją?
Owszem dostaliśmy pewne karteczki od produkcji. W Laosie z prośbą o przestrzeganie przepisów drogowych (śmiech), ale starałyśmy się jej nie pokazywać podobnie jak pozostali uczestnicy, zależało nam na czasie. W Kambodży dostaliśmy dwie, o nocleg i transport.
W trakcie noclegu często prosiłyśmy gospodarzy o tłumaczenie i zapisanie na kartce określonym zwrotów. W ten sposób wieczorami przygotowywałyśmy się do wyścigu. Znacznie ułatwiało nam to komunikowanie się z kierowcami. Sama też przygotowałam sobie jeszcze w Polsce podstawowe słowniki, ale nie były one zbyt przydatne, ponieważ nie potrafiłam ich właściwie akcentować. Renata zrobiła w tym zakresie super robotę wykorzystując czas wolny na kompletowanie słowniczka wraz z prawidłową wymową.
Zdarzało się, że rysowaliśmy na kartkach nasze zamiary. Poza tym miałam ze sobą koszulkę z symbolami, jednak znaczków było za dużo, nie każdy był dobrze narysowany i większość ludzi zwyczajnie się w nich gubiła i nie rozumiała o co chodzi. Nie było nikogo innego kto by nam pomagał np. tłumacz.
Widzę, że byłaś dobrze przygotowana. Dosyć techniczne podejście jak na osobę, która nie podróżuje – słowniczki, koszulka ze znaczkami, batony energetyczne. Coś jeszcze miałaś?
Kto powiedział, że nie podróżuje? Zwiedziłam już wiele miejsc i mam zamiar odwiedzić jeszcze więcej! Zabrałam także sporo małych gadżetów z Polski np. zapalniczki z reprezentacją piłki nożnej, długopisy czy zapachy do samochodów. Dla mnie to była mała rzecz (niezbyt ciężka), ale istotna jako w pewna forma podziękowania za udzieloną pomoc. Staram się w życiu stosować imperatyw praktyczny Kanta.
Nie traktuję ludzi jako środek do celu, a jako cel sam w sobie.
Sama też chcę być traktowana jako cel sam w sobie i uważam, że osoby myślące powinny się w ten sposób zachowywać. Dla mnie to było oczywiste, że zabieram jakieś małe upominki.
Jak ludzie na to reagowali?
Cieszyli się, niektórzy nawet kojarzyli Roberta Lewandowskiego. Zdarzało się tak, że w małej miejscowości pośrodku niczego, ktoś kojarzył Roberta i taki drobny upominek sprawił mu wiele radości, to było bardzo miłe.
A inni uczestnicy tak robili?
Nie śledziłam tego tak mocno, jednak wiem, że np. Pascal miał próbki perfum, Leszek dał jakąś wódkę, natomiast Michał rysuje, więc starał się robić obrazki dla kierowców.
Wizerunek
Przejdźmy do kwestii wizerunku, bo w środowisku podróżniczym zawrzało po emisji programu i myślę, że warto kilka kwestii wyjaśnić. Spotkałaś z jakimiś opiniami? Nie mówię tutaj o portalach plotkarskich, a zdaniem podróżników, którzy znają Azję, rozumieją podróże itp.
Nie spotkałam się z takimi opiniami, bo ich nie specjalnie szukałam, ale nie zdziwiłoby mnie to, gdyby pojawiły się bardzo negatywne opinie na temat tego programu. Program bardzo mało pokazywał ducha Azji, a więcej naszej rywalizacji i uczestników. Zdecydowanie była to rozrywka, a nie refleksja, w końcu to telewizja i liczy się tylko oglądalność.
A wyniosłaś mimo wszystko coś z tej podróży?
Dla mnie to było magiczne, bo w pewien sposób przywróciło wiarę w życie i w ludzi. Pomimo, że cały wyjazd był niekończącym się wyścigiem, to był on dla mnie bardzo ważnym duchowym przeżyciem, spotkałam wiele bratnich dusz po drodze. Miałam poczucie szczęścia i pełnego zaufania w to, co mnie za chwilę spotka. Azja przywróciła mi zaufanie do życia, bo niektórzy ludzie, których spotykaliśmy, byli dla mnie niesamowici i urzekli mnie tą czystą miłością, którą w sobie mają i którą się dzielą. Po powrocie chciałam się im zrewanżować. Wysłałam kilka paczek…
Czekaj, czekaj, paczek?
Brałam kontakt z adresem do niektórych osób, mając nadzieje, że poczta będzie u nich działać. W Wietnamie spotkałam pewną panią, która całe życie pracowała na polu ryżowym, przez co była wyniszczona fizycznie. Zniszczone stawy, kolana, ręce, poza tym co najważniejsze miała poważne problemy ze wzrokiem, mając zaledwie 45 lat. Postanowiłam więc wysłać jej list z podziękowaniami (pochodzi z Tam Coc gdzie w szkole uczyła się francuskiego, którym biegle władam), okulary i leki (oczywiście wcześniej wszystko sprawdzając i rozmawiając z nią). Łącznie wysłałam cztery paczki.
Ci ludzie urzekli mnie tym, że nie mieli nic, byli zmęczeni po całym dniu pracy, podczas gdy ktoś obcy do nich przychodzi i im jęczy, że trzeba go nakarmić i przygotować miejsce do spania. Niesamowite jest to, że można mieć taką otwartość w sobie i komuś pomagać. Czułam się w pewnym sensie zobowiązana do tego, żeby im za to podziękować.
No właśnie, jednym z zarzutów było to, że prosząc o jedzenie i łapiąc nachalnie stopa pokazujecie nasz kraj w złym świetle. W pewnym momencie dochodziło do kuriozalnych sytuacji, w których uczestnicy oszukiwali kierowców, nie mówiąc im na samym początku, że nie mają pieniędzy, o czym informowali ich dopiero, gdy już dojechali na miejsce.
Oczywiście wpływa to na wizerunek Polaka, jednak każda z tych osób, z którą ja miałam styczność wiedziała, że to jest program telewizyjny. Spora cześć słyszała o Amazing Race (międzynarodowa nazwa programu – przyp. TT) z racji dużej ilość edycji z różnych krajów. Mogę oceniać tylko siebie, bo inni mogli robić coś, co jest poza granicą mojej dopuszczalności w kontekście moralnym i etycznym. Wydaje mi się, że osobiście nie zrobiłam nic, co pokazywałoby nasz kraj w złym świetle. Starałam się szanować spotkanych ludzi i ich kulturę.
Patrząc na uczestników wręcz rzucających się na auta załamywałem ręce.
Tak i to był ich błąd, bo Azjaci bardzo nie lubią gdy ludzie są chaotyczni i nerwowi. Dlatego też ludzie nie chcieli im pomagać, woleli się oddalić i nie mieć z tym nic wspólnego.
Płynnie przechodzimy do kolejnej kwestii, czyli nieznajomości kultury, obyczajów np. obcałowywanie kierowców dziękując za podwózkę.
Dokładnie tak. Ja miałam trochę lepszą sytuację, bo w gimnazjum przyjaźniłam się z Hoa, która pochodzi z Wietnamu i która opowiadała mi bardzo dużo o swoim kraju. Zawsze ciekawiła mnie jej skromność i zachowawczość, zadawałam jej wiele pytań w związku z tym. Zdarzało się, że Renata robiła coś, co było nie na miejscu, jednak starałyśmy się przestrzegać panujących tam zasad. Wiem, że ponownie pary: Pascal i Paweł oraz Michał i Ludwik były przygotowane. Mieli przewodniki, czytali o tym wcześniej i podchodzili z szacunkiem.
Przeczytam Ci pewną opinię, z którą spotkałem się w Internecie
To był program, w którym bogacze udają, że nie mają pieniędzy, aby się dobrze bawić i zarobić jeszcze większe pieniądze, a wszystko kosztem ludzi, którzy pieniędzy nie mają zupełnie.
Nie będę ukrywać, że ciężko mi się z tą opinią częściowo nie zgodzić. Z jednej strony popieram to stanowisko, z drugiej każdy uczestnik odpowiada samodzielnie za swoje zachowanie. Starałam się okazywać dużo szacunku napotykanym osobom, po to, aby właśnie tak to nie wyglądało. Wiem też, że dla wielu osób u których nocowałyśmy było to niezapomniane i miłe doświadczenie. Mogli dowiedzieć się też czegoś na temat innej kultury, porozmawiać z jej członkami osobiście. Pamiętam, że przeważnie, gdy nas goszczono w domach ich domownicy zadawali nam mnóstwo pytań, dużo się śmiali i byli bardzo nas ciekawi.
Nie czułaś się głupio, gdy wchodziłaś do biednych domów z kamerami? Przyjechali bogaci Państwo z telewizji, których trzeba ugościć.
Czasem tak było (co wynika pewnie z mojego wrodzonego poczucia winy i odpowiedzialności za zachowanie innych), ale starałam się tłumaczyć gospodarzom o co w tym chodzi, nie traktować ich przedmiotowo. Wszyscy wiedzieli, że nasz nocleg wiąże się z kamerami i często się na to nie godzili.
Znajdowałyśmy dom, po czym pytałyśmy ludzi o możliwość przespania się jedną noc, wskazując na kamerę (która była cały czas z nami). Jeśli osoba wyraziła zgodę włączał się człowiek z produkcji, który wszystko wyjaśniał w ich języku.
Zdarzało się, że ktoś po tym nawet jak nas już zaprosił, wypraszał nas, bo głowa rodziny zmieniła zdanie odnośnie noclegu i kamer. W takich momentach wychodziła różnica w charakterach pomiędzy mną a Renatą. Dla mnie było oczywiste, że jeśli ktoś wyprasza to kłaniam się, dziękuję i wychodzę. Dla Renaty nie do końca. Raz czekałam 40 minut na Renatę, podczas gdy ona przymuszała ludzi do zmiany swojej decyzji, co było dla mnie żenujące.
Myślę, że nie warto tego komentować. Idąc dalej drugim najpoważniejszym zarzutem, przekazywanym przez osoby związane z produkcją telewizyjną było stwierdzenie, iż cały program był reżyserką. Nic nie było spontaniczne, wszystko to idealna gra aktorska uczestników oraz statystów, którzy mieli grać Azjatę,a wszystko dodatkowo przechodzi przez wietnamską cenzurę.
Nie zgodę się z tą opinią. Prawdopodobnie osoby, które to mówiły nie miały do czynienia z produkcjami tego typu. Poznałam bardzo dużo osób z produkcji i z niektórymi utrzymuję do tej pory kontakt i wiem, że dla nich to był totalny spontan. Zdaję sobie sprawę, że wszystkie programy są reżyserowane, jednak nie było do tej pory takiego programu jak Azja Express.
W trakcie programu wszyscy byliśmy na takim etapie wykończenia psychicznego i fizycznego, że wydawało nam się, iż coś jest ustawiane,ktoś ma ułatwiane, nawet kłóciliśmy się o to z produkcją. Jednak z perspektywy czasu wiem, że nic nie było ustawione, bo zdarzały się sytuacje, które nie mogły być reżyserowane i które nie zostały pokazane w programie. Chociażby to, że autobus, który łapałyśmy (ale się dla nas nie zatrzymał) wpadł w przepaść i zablokował wyścig. To było też duże przeżycie dla Michała i Ludwika, którzy również chcieli go złapać.
Z cenzurą wietnamską to akurat prawda. Co do ludzi, to tym zajmowała się ekipa produkcyjna. Gdy ktoś nas zabierał, podchodziła do niego osoba z ekipy rozmawiając w jego języku, po czym podpisywał papiery i tyle.
Osoby, które was godziły otrzymywały za to wynagrodzenie?
Nie, nie dostawały, robiły to z własnej nieprzymuszonej woli i za darmo. Jednym podobało się to, że będą w telewizji, niektórzy nawet podawali maila, aby wysłać do nich link z odcinkiem, dla innych to była po prostu przygoda (lub wręcz atrakcja dnia/miesiąca).
Kończąc powoli rozmowę, jesteś zadowolona ze swojego wizerunku, jaki został przedstawiony w telewizji?
Program pokazuje faktycznie tak jak było, ale niestety z całości to może tylko pięć procent wszystkich wydarzeń, więc bardzo mały wycinek. Wiadomo, par było osiem, czas antenowy jest ograniczony, więc ciężko pokazać miesiąc nagrania razy osiem. Nie byłam zadowolona oglądając się w TV. Zobaczyłam siebie z dystansu i to mi dało wiele do myślenia. Mój obraz w TV pokazał mi jak wiele muszę jeszcze nad sobą popracować i w których obszarach muszę się zmienić.
Bardzo się cieszę, że miałam okazję zobaczyć swoje zachowania i reakcje z dystansu chociaż niekoniecznie było to przyjemne – nie każdy ma taką wspaniałą okazję w życiu. Pozwoliło mi to szybko dostrzec swoje cechy charakteru nad którymi muszę popracować. Dostrzegłam, że nie zawsze wszystkim muszę iść na rękę, całego świata i tak nie zadowolę, zauważyłam też jak mało byłam asertywna i słabo lub wcale nie broniłam swoich racji – pracuję nad tym!
Wzięła byś jeszcze raz udział w programie?
Wiadomo chętnie!!! Mimo, że nie zawsze spotykały mnie tam przyjemne doświadczenia to była to niesamowita przygoda, w trakcie której bardzo dużo nauczyłam się na swój temat.
Dziękuję za rozmowę i zapraszam do przeczytania innych wywiadów m. in.: sponsor na wyprawę od kuchni bądź jak wpisać podróże w CV znajdujące się tutaj.
Wszelkie prawa autorskie do zdjęć należą do stacji TVN oraz produkcji programu Azja Express.