Dla większości historia Christophera McCandlessa to opowieść o poszukiwaniu wolności, spełnieniu marzeń, porzucenie dotychczasowego życia i odrzuceniu pogoni za pieniądzem. Kilkanaście tysięcy kilometrów stąd, historia wygląda zgoła inaczej.
Inna historia
Każdego roku na szlaku prowadzącym do Busa pojawia się kilkaset osób chcących oddać hołd bohaterowi historii. Nie mówi się o pobudkach, które go tu przywiodły, bo choć były piękne, skończyły się tragicznie. Młody chłopak zmarł w samotności pośród alaskańskiej tundry. W tym roku, dokładnie 18 sierpnia. przypada rocznica 25 lecia śmierci Christophera McCandlessa bądź jak kto woli Aleksandra Supertrampa.
Na Alasce jego historia przestaje być niesamowita, o ile w ogóle możemy o niej w ten sposób mówić. Choć jesteś bliżej niż kiedykolwiek, nie ważne jak wielkim jesteś fanem, zaczynasz się zastanawiać na ile to marzenia, a na ile głupota? Alaska jest piękna, ale nie wybacza błędów. W miejscu, gdzie niedźwiedzie na drogach są czymś normalnym, mieszkańcy noszą przy sobie broń, w większości miejsc nie ma zasięgu i pomocy, Ty postanawiasz bez żadnego doświadczenia zaszyć się w dziczy w imię wolności. Dla Alaskan to brzmi jak samobójstwo, a nie przygoda.
Widmo wolności
Mieszkańcy Alaski nie nazywają tego wolnością, spełnieniem marzeń i piękną historią, a fanaberią młodego, głupiego chłopaka, za którą oni od wielu lat płacą wysoką cenę. Oczywiście wybierając się w głąb dziczy Christopher nie mógł wiedzieć, że przez kolejne kilkadziesiąt lat młodzi ludzie z całego świata będą ruszać jego śladem, czasem sami ocierając się o śmierć.
Rokrocznie ktoś próbując dostać się do Busa kończy tragicznie. Czasem kończy się tylko na strachu, gdy po przekroczeniu rzeki okazuje się, że jej poziom następnego dnia jest całkowicie inny, a oni nieprzygotowani odcięci są od cywilizacji i zdani tylko na siebie. Wielu z nich nawet nie przewiduje takiej sytuacji, więc niechybnie wzywa pomoc. Duża akcja, w której biorą udział śmigłowce i kilka osób ratujących życie osób chcących zobaczyć busa. Zdarza się jednak, że historia kończy się, gdy ten ktoś umiera, z dala od rodziny, bliskich. Nagle i być może samotnie.
Pomyślisz, ale ile może być takich akcji? Gdy ruszałem do Busa, trzy tygodnie przede mną dwójka Amerykanów utknęła odcięci od cywilizacji z powodu zbyt wysokiego poziomu Teklaniki. Kilka dni po utknięciu, wykończeni z braku odpowiednich zapasów jedzenia, a co za tym idzie sił, wezwali pomoc, która być może uratowała im życie. Trzy tygodnie po nas, ratowano włóczęgę z Meksyku, a zaraz za nim parę Niemców. To nie gdybanie, to rzeczywistość, z którą spotykają się Alaskanie na każdym kroku.
Każdy ma swoje granice, a mieszkańcy Alaski swoje już dawno przekroczyli. Nie milkną głosy, aby Busa zlikwidować, bo jak magnes przyciąga młodych ludzi, którzy zaślepieni historią o wolności ryzykują własne życie. Kto za to płaci? Alaskanie, których służby znają to miejsce i problem bardzo dobrze, co rusz wysyłając tam akcję ratowniczą. Mają dość słuchania o kolejnych śmiałkach, którzy w niezrozumiałej pogoni ryzykują własne życie, narażając przy tym życie innych.
Tylko jeden powód
Jest tylko jeden powód, dla którego warto odpuścić i o którym mówią wszyscy na Alasce. Własne życie. Nigdy cena wolności, marzeń i oddania komuś czci nie może zabierać zdrowego rozsądku. Stojąc przed rzeką Teklaniką, największym wyzwaniem szlaku, będziesz miał przed oczami całą swoją drogę. Wszystko, co do tej pory zrobiłeś, aby w tym miejscu się pojawić: przygotowania, pieniądze, czas, wyrzeczenia i słabości.
Być może stajesz przed jedyną w życiu szansą, aby się do niego dostać i tę szansę stracisz. Zupełnie jak himalaiści, którzy przygotowują się do wyprawy latami, a dopiero kilka dni przed atakiem dowiadują się, że warunki nie pozwalają na zdobycie szczytu. Szczytu góry i być może szczytu marzeń. Problem w tym, że wielu tej szansy nie chce tracić i idzie za wszelką cenę, ryzykując, choć jeszcze o tym nie wiedzą, własne życie. Dopiero po czasie zdają sobie sprawę z tego, że mogli skończyć równie tragicznie co bohater, znając od samego początku jego historię i zagrożenia.
Nie warto ruszać do Magicznego Busa, bo gdy okaże się, że warunki w żaden sposób nie pozwalają na jego zobaczenie, możesz sobie tego nie wybaczyć. Zbyt wysoki poziom rzeki może okazać się śmiertelny. Nawet jeśli nie dziś, to za dzień czy dwa, gdy do niej wrócisz w drodze powrotnej, okaże się nie do przejścia. Historia Alaski zna wiele przypadków akcji ratowniczych, utonięć i problemów z powrotem i walki o życie.
Jednak nikt nie chce odejść z pustymi rękoma, bo najgorsze jest powiedzenie sobie nie tym razem wiedząc, że być może kolejnego już nie będzie nigdy.