W Norwegii z Oslo, ruszyłem na Stavanger czyli ze wschodu na zachód kraju, gdzie chciałem wejść na jedno z ciekawszych miejsc w całym kraju- Preikestolen zwanym również pulpit rock. W planach miałem odwiedzić jeszcze – Kjerag czyli dosyć znany kamień pomiędzy dwiema górami, niestety jedyna droga była jeszcze zamknięta ze względu na zalegający tam śnieg więc odpuściłem sobie walkę. Na Preikestolen wchodzą wszyscy- matki z dziećmi, wycieczki staruszków z Niemiec, dziewczyny ubrane jak z imprezy czy turyści z krajów azjatyckich którzy robią zdjęcia wszystkiemu co się znajduje po drodze. Sama droga rozpoczyna się niepozornie, z czasem pojawiają się pomniejsze kamienie i korzenie, po czym wkraczamy już właściwie na szlak który pełnoprawnie możemy nazwać górskim.
Droga jest dla osoby sprawnej fizycznie dosyć łatwa, jednak gdy wchodzi starsza pani, która musi być wręcz wnoszona przez kolejne 2 osoby, robi się trochę dziwnie. Pomimo, iż nie było sezonu na trasie widać było już to czego nie sposób uniknąć latem- kolejki. Dlatego też wchodząc wybrałem drogę alternatywną która wiedzie wzdłuż klifu. Aby dostać się na podejście trzeba ze Stavanger udać się promem na przeciwną stronę fjordu, aby następnie pojechać autobusem 20km do rozpoczęcia podejścia. Pieniądze na bilet na prom postanawia mi kupić mężczyzna, który poprzedniego dnia podwiózł mnie pod sam prom. Bardzo lubił Polaków, gdyż z wieloma pracował, więc chciał pomóc jednemu z nim, tak jak oni kiedyś mu pomogli. Na promie spotykam parę młodych Francuzów i Słowaczkę, którzy idą w tę samą stronę. O ile za prom musiałem zapłacić, autobus zamieniłem na podróż autostopem, dzięki czemu nie dość że zaoszczędziłem drugie tyle koron to byłem szybciej od autobusu w jedna i druga stronę ;)
Następnie kieruje się do jak się później okazało najbardziej polskiego miasta w Norwegii- Bergen, do którego dostaje się z norweskim kierowcą ciężarówki ponad 120km lądem i 2 promami ;) W mieście na każdym kroku słychać język polski. W bibliotece, na budowie a nawet w informacji turystycznej, gdzie spotykam 3 Polaków. Chwila wymiany zdań i norweskich doświadczeń, a ja ruszam w stronę Oslo, aby jak najszybciej skończyć swoją przygodą z Norwegią i ruszyć do Kopenhagi a tam- przede wszystkim Christiania, czyli kolejne po Hausmanii miejsce „alternatywne”, które przynajmniej z opisu warto było zobaczyć. Praktycznie spod samego Bergen do Kopenhagi dostaję się na 2 stopy z polskimi kierowcami ciężarówek. Kierowca, który podwozi mnie pod Kopenhage postanawia oddać mi kilka słoików z przetworami, gdyż on następnego dnia będzie już w domu. Niestety kuchenki nie mam więc pulpety i gołąbki z bananem na ustach zjadam następnego dnia na zimno. Zimne czy ciepłe, żołądek zapełniło więc kolejny dzień będzie z pełnym brzuchem.